"Prawa Robotów"
- Hmm...
Mężczyzna patrzył beznamiętnie przed siebie, ignorując detektywa krążącego wokół. Ciężko zresztą wymagać zainteresowania od martwej osoby.
- Przyczyną śmierci prawdopodobnie jest wykrwawienie.
Pomocnica detektywa, stojąca pod ścianą, wskazała na plamę krwi na podłodze obok zwłok pozbawionych jednej ręki.
- Skąd ten pomysł, detektywie?
- Z dokładnej analizy otoczenia. Słuchaj i ucz się.
Wzruszyła ramionami i wróciła do podziwiania ścian. Mimo wielu lat pracy w tym zawodzie, wciąż nie przyzwyczaiła się do widoku osób beznamiętnie patrzących przed siebie.
- Ofiara chyba została postrzelona, z bliska. Kula przeszła na wylot. Broń leży obok, odciski palców też mamy. Marna robota, panie złoczyńco.
- Myślisz, że to początkujący? - spytała pomocnica.
- Albo to, albo stara się z nami bawić. W każdym razie jest szansa, że będziemy wiedzieli kogo szukać. Zajmiesz się zebraniem wszystkiego?
- Nie.
Detektyw spojrzał na małą postać stojącą przodem do ściany. Pomocnica bawiła się włosami, najwyraźniej starając się nie zwracać uwagi na wystrój pomieszczenia. I na osobę beznamiętnie patrzącą przed siebie. Uśmiechnął się lekko i przystąpił do zbierania materiałów.
--
Rozległo się pukanie do drzwi. Do pokoju weszła policjantka, wyraźnie zirytowana widokiem obecnego w środku detektywa. Wzdychając ciężko podeszła na środek i rozejrzała się wkoło. Jedna z obecnych w środku osób beznamiętnie patrzyła przed siebie.
- Wiedziałam. Wiedziałam. Specjalnie wrobili mnie w tę robotę.
- Witaj, siostro, dawno się nie widzieliśmy - powiedział detektyw.
- To był najszczęśliwszy czas mojego życia, pomijając urlopy, które w zasadzie są tym samym. Szansa spotkania ciebie jest tak samo niska, a i pracy nie ma. Co tym razem wykombinowałeś?
- Morderstwo, dyrektor banku, postrzelony. Pośmiertnie oderwana ręka.
- Brzmi przyjemnie. Co znalazłeś?
- Broń, kulę, odciski.
- Hoo, brzmi zbyt pięknie. Jak z obsługą hotelu? Ktoś coś widział?
- Nie. Okna zamknięte i szczelne, drzwi tak samo. Zapasowy klucz w recepcji, główny ciągle tutaj. Książkowa sytuacja.
- Rozmawiałeś z lokajami?
- Nie. Aż tak książkowo nie jest. Chyba.
Policjantka podeszła do beznamiętnie patrzącej przed siebie osoby, kucnęła i przyglądnęła się ścianom. Na jednej z nich widoczny był ślad kuli.
- Wystrzelono z bliska. Sprawca musiał więc być w pokoju. Znaczy też, że ofiara musiała go znać. Albo mieć dobry powód do wpuszczenia go do środka.
- A więc, wielki detektywie, jaki dalszy plan?
- Porozmawiać z rodziną, współpracownikami. Dowiedzieć się w jakim celu pan bankier tutaj przyjechał.
- Bankier? - spytała zdziwiona pomocnica, dotychczas stojąca na uboczu i przyglądająca się gniazdku.
- Kto inny mieszkałby w takim hotelu?
- Mafiozo.
- Prędzej to on byłby sprawcą. Albo przynajmniej zleceniodawcą.
- Patrz na to - policjantka rzuciła foliowym woreczkiem w stronę detektywa i trafiła go w twarz.
- Co to? - spytał masując sobie czoło.
- Zobacz.
Mały kalendarzyk z napisem 'Ja i mój bank' na okładce. W środku rozpisane plany na wiele tygodni wprzód.
- A jednak bankier.
- Trafiłeś. Czekaj - policjantka podniosła krótkofalówkę i wymieniła kilka słów z osobą po drugiej stronie fali elektromagnetycznej.
- Druga osoba, może być ten sam sprawca. Jedziecie? Po wcześniejszym oddaniu mi tego, co zebraliście, oczywiście.
--
Piwnica komunistycznego bloku z wielkiej płyty. Słaba żarówka starego typu kołysa się pod sufitem. Trzy postacie rzucają cień na czwartą, beznamiętnie patrzącą się w sufit, jakby zastanawiała się, gdzie podziała się jej druga ręka. Najmniejsza z osób podziwia nierówno ułożone cegły.
- Faktycznie, podobna sprawa.
Detektyw kucnął i zaczął przetrząsać kieszenie mężczyzny beznamiętnie podziwiającego sufit. Po chwili wyciągnął plastikową kartę. Przeczytał na głos imię i nazwisko podane na niej.
- Wiem kto to - pomocnica oderwała się od liczenia dziur w pustakach - Właściciel sieci chińskich pralni.
- Kolejna szycha - westchnęła policjantka. Kucnęła obok detektywa i rozglądnęła się.
- Ten najwyraźniej został zadźgany... a przynajmniej jego nogi. Wszystkie ślady nie sięgają wyżej niż do kolan. - wskazała na nóż i jego ślady w nogach mężczyzny beznamiętnie podziwiającego sufit.
- Wygląda na to, że nasz sprawca celuje tylko w osoby zajmujące wysokie stanowiska w różnych firmach - detektyw otrzepał się z kurzu.
- Ale co robił tutaj dyrektor sieci chińskich pralni? - spytała pomocnica.
- Korytarzem w lewo, jest tam chińska pralnia. Dzisiaj zamknięta, nikogo w środku nie ma.
- Czyli to nie zemsta pracowników - policjantka zamyśliła się.
- Zawołam techników. Jutro dam wam znać czego się dowiedzieliśmy.
- Dzięki.
Detektyw i pomocnica skierowali się w stronę wyjścia z piwnicy.
--
Telefon na ścianie zaczął wyć, mrugać i na wszelkie inne sposoby zwracać na siebie uwagę. Jedyna osoba w środku, wciąż półprzytomna, bo wyrwana ze snu, powoli podniosła się i odebrała telefon.
- Detektyw, słucham.
- Mam nadzieję, że cię obudziłam.
- Witaj, siostrzyczko. Co tam?
- Właścicieli odcisków nie ma w bazie. Prawie.
- Prawie?
- Druga ofiara została zastrzelona z broni trzymanej przez pierwszą.
- Bankier nie zginął wcześniej?
- Zginął. Nawet kilka godzin wcześniej. Ale jego ręka też zniknęła.
- Sprawca zastrzelił właściciela pralni z pistoletu trzymanego w ręce bankiera?
- Albo bankier sam to zrobił. Wybierz bardziej prawdopodobną wersję.
- Opcja pierwsza, jakkolwiek dziwna by nie była. Masz coś jeszcze?
- Nic więcej. Chwila... - w tle słychać policjantkę rozmawiającą z kimś - Kolejna ofiara. Poczekaj w parku, przyjadę po ciebie.
- Pomocnica już w domu.
- Niech więc tam zostanie.
--
Wąskie uliczki między budynkami mają to do siebie, że są wąskie, ciemne i dobrze sprawdzają się w roli miejsca pracy typów spod ciemnej gwiazdy. Ta jednak zajęta była przez osobę beznamiętnie wpatrującą się w kubły na śmieci stojące przy przeciwległej ścianie.
- Nie przedłużając... Postrzelony, broń jest, ręka jest. Znaczy jest, czyli jej nie ma. Znaczy wyrwana.
- Zwolnij - detektyw rzucił w stronę policjantki - Założymy się, że odciski będą należały do pana od pralni?
- To by mnie nie zdziwiło. Przydałoby się jednak dowiedzieć kto, jak i po co to robi.
Detektyw kucnął przy mężczyźnie beznamiętnie podziwiającym śmietniki. Na ubraniu roboczym był wyszyty napis WentylaPol.
- Firma produkująca wentylatory. Spytam, czy nie zaginął im ktoś ważny.
To powiedziawszy, policjantka oddaliła się z krótkofalówką w ręce. Detektyw wstał i oparł się o ścianę, czekając na powrót policjantki.
Ktoś zabija kolejną osobę. Zostawia odciski palców poprzedniej ofiary. Wyrywa rękę kolejnej. Detektyw otworzył oczy. Kubeł na śmieci powoli odsuwał się w kierunku ciemnej strony uliczki, jednak wyczuwając ruch przyśpieszył i zniknął kompletnie. Policjantka wróciła.
- Dyrektor firmy. Wygląd się zgadza, gdzieś powinien mieć schowany dowód czy inny dokument... coś się stało?
- Nie spodziewałem się zastać automatycznych śmietników.
- Nie wiem o czym mówisz. Drużyna już jest, wracaj do siebie i śpij dalej. Zostaw tę robotę zawodowcom.
- Jestem jednym z nich.
--
Ponownie w swoim biurze, detektyw stał przy oknie i podziwiał widoki. Spokojna uliczka, park, kamienice otaczające go. Okazjonalnie przechodzący piesi. Ptaki przelatujące z drzewa na drzewo. Dziwny kubeł na śmieci jadący chodnikiem. Kobieta uciekająca przed nim.
- ...
Detektyw wybiegł z biura, zbiegł po schodach i wyskoczył na ulicę. Rozglądnął się i zobaczył kubeł wjeżdżający do bramy w sąsiedniej kamienicy. Z każdym krokiem wyraźniej słyszał krzyki kobiety ściganej przez kubeł. Przebiegł przez bramę i wbiegł na podwórze.
Na schodach siedziała kobieta i ze strachem patrzyła na kubeł stojący na dole. Śmietnik natomiast za wszelką cenę starał się wjechać do góry, jednak jego konstrukcja nie pozwalała mu na to. Kobieta zauważyła detektywa.
- Pomocy!
- Chyba nic pani już nie grozi.
- On ma broń!
Na te słowa detektyw uważniej przyglądnął się śmietnikowi. Metalowy cylinder, przykrywka, kilka światełek tu i tam... i ludzka ręka przytwierdzona z boku, trzymająca w dłoni pistolet.
- NIE ZBLIŻAJ SIĘ. ONA ZGINIE - kubeł przerwał próby wjechania po schodach na czas wypowiadania tej kwestii swoim metalicznym głosem.
- Hm.. Dlaczego to robisz?
- INFORMACJA TAJNA - kolejna przerwa w ruchu.
- W dawnych czasach, kiedy jeszcze na świecie panowały dendroidy... - detektyw zaczął monolog. Kubeł zatrzymał się i kilka światełek zaczęło szybciej mrugać - hermetopody podjęły nieuczciwą walkę z walecznymi elektrolizoidami.
Kobieta korzystając z chwili nieuwagi swojego oprawcy, dodatkowo zachęcana gestami detektywa, wspięła się po schodach i zeszła z linii ewentualnego strzału. On zaś, nie przerywając opowieści, podszedł do kubła i wyciągnął broń z zimnej ręki a na jej miejsce wsadził patyk.
- ... i tak zakończyło się panowanie dendroidów.
- ... BŁĄD LOGICZNY W LINII JEDEN. BŁĄD SKŁADNIOWY W LINII DWA, CZTERNAŚCIE.
- Dzięki.
- SZUKANIE CELU. CEL ZGUBIONY. ROZPOCZYNANIE PRZESŁUCHANIA OSÓB POSTRONNYCH.
Kubeł odwrócił się i skierował patyk trzymany przez sztywną rękę w stronę detektywa, który podniósł obie ręce.
- Nie rób mi krzywdy.
- GDZIE JEST MÓJ CEL.
- Z tyłu.
Kubeł odwrócił się i zamrugał nerwowo. Detektyw zrobił krok w bok. Śmietnik popatrzył w kierunku poprzedniej pozycji detektywa.
- SZUKANIE OSOBY PRZESŁUCHIWANEJ. OSOBA PRZESŁUCHIWANA ZGUBIONA. ROZPOCZYNANIE PRZESŁUCHANIA OSÓB POSTRONNYCH.
- Nic ci nie powiem!
- NIE ZBLIŻAJ SIĘ. ZGINIESZ.
- Tylko ty i ja! Dowiesz się, dlaczego zwą mnie najszybszym ręcznym rewolwerem! - krzyknął detektyw prezentując swoją pięść z wyciągniętymi dwoma palcami. Kubeł, nie czekając na dalsze prowokacje, pociągnął za spust... którego już tam nie było. Patyk przez niego trzymany złamał się. Para buchnęła z śmietnika i ręka odczepiła się. Światełka zamrugały i robot podjechał do detektywa i zaczął obijać się o jego nogi.
- CZAS WAŻNOŚCI MANIPULATORA ORGANICZNEGO PRZEKROCZONY. ROZPOCZYNANIE POSZUKIWANIA.
Detektyw postanowił zastosować środki przymusu bezpośredniego i postawił kubeł przykrywką na dół.
- WYKRYTO ZMIENIONĄ ORIENTACJĘ.
Światełka zamrugały i zgasły.
- Może już pani wyjść z ukrycia.
Ostrożnie zerkając zza rogu, kobieta powoli zeszła po schodach i zbliżyła się do detektywa.
- Co to jest?
- Robot. Stary robot. Chyba brakowało mu mocy przy trudniejszych zadaniach jak rozpoznawanie mowy. Wie pani, czemu panią ścigał?
- Niestety nie.
- Czym się pani zajmuje?
- ...Sprzedaję dobra naturalne.
- Kurtyzana.
- Może pan to tak nazywać.
- Pozwoli pani, że zadzwonię po policję. Chyba znaleźliśmy poszukiwaną osobę i może uda się zamknąć kilka spraw. Złoży pani zeznania?
Kurtyzana kiwnęła. Detektyw sięgnął po komórkę.
--
Policjantka mocno zirytowana chodziła w kółko po biurze detektywa.
- Dalej nic z tego nie rozumiem. Jeśli był to robot-zabójca, to po co bawić się w doczepianie do niego zwykłych rąk? Mechaniczne nie gniją!
- Wydaje mi się, że ważniejszym pytaniem jest - kto mu wydawał rozkazy?
Detektyw poczuł na sobie mroźne spojrzenie policjantki i zamilkł.
- Nie wiem, ale dowiem się tego bez twojej pomocy. Idź sobie, zniknij gdzieś!
Pomocnica dotychczas przysłuchująca się rozmowie otwarła usta.
- Robot nie może skrzywdzić człowieka, robot musi słuchać rozkazów człowieka...
- Hm? - zdziwienie pojawiło się na twarzy policjantki.
- Prawa robotów.
- Wygląda na to, że ten złamał pierwsze z nich - zabił kilka osób.
Detektyw wtrącił się do rozmowy:
- Niekoniecznie... To nie robot ich zabił.
- Jak to nie?
- Odciski palców nie należały do robota.
- Roboty nie mają odcisków.
- To nie on pociągnął za spust.
- A kto jak nie on?
- Jego poprzednia ofiara, właściciel aktualnej ręki.
- Ręka była już... odłączona od właściciela!
- Mimo to dalej była jego własnością. Jeśliby patrzeć na to w ten sposób, to pierwsze prawo nie zostało złamane.
- Trochę naciągany pomysł.
- Autosugestia, placebo. Przekonać robota, że to nie on strzela i wszystko będzie zgodne z prawami.
- Trudnych słów używasz, braciszku. Patrząc z drugiej strony, po co w ogóle przejmować się prawami, jeśli chce się je obejść?
- I kto tak naprawdę był winny...? - spytała pomocnica - Opcja 'osoba martwa od kilku godzin' chyba nie przejdzie. No i ważniejsza sprawa - skąd wzięła się pierwsza ręka robota?
- Co do tego...
Detektyw wstał i opuścił kurtynę.
Komentarze