"Salon"

Staliśmy razem przed salonem i z uśmiechem machaliśmy kierowcy odjeżdżającego auta. Kolejny nowy pojazd wjechał na ulice naszego kraju, nieznacznie obniżając średni wiek pojazdów. Co bardziej przejmujący się naszą 'misją' czuli dumę z wykonanego zadania. Przynieśli zysk firmie, zyskali osobę, która może skieruje do nas kolejne... no i podnieśli poziom bezpieczeństwa na drogach.

Po pracy udaliśmy się do baru. Cena samochodu w nieznacznym stopniu zależy od jego wartości. W większej części jest w niej zawarta częstotliwość zakupów. Aut nie zmieniasz jak skarpetek. Przynajmniej tak mi się wydaje - dopiero wkraczam w ten biznes.

Impreza trwała w najlepsze. Alkohol lał się spienionymi strumieniami i wylewał tak samo. Co chwilę ktoś wstawał i udawał się do toalety. Wszyscy byli zadowoleni, cała sprzedaż przebiegła bezproblemowo, książkowy przykład. Klient dostał to, co chciał oraz to, czego nie podejrzewał, że by chciał. No i zmieścił się w swoim budżecie. Śmiechy, rozmowy, wspominanie najciekawszych momentów. Siedziałem pod ścianą i przysłuchiwałem się, kiedy poczułem zew natury. Podniosłem się i wymknąłem w stronę wychodka.

Po wyrzuceniu z siebie tego, co nieczyste, skierowałem się ku umywalce. Podniosłem wzrok i spojrzałem w lustro. Widok nie spodobał mi się. Za moimi plecami stał szef szefów, głównodowodzący całego salonu. Pełen złych przeczuć wyprostowałem się i odwróciłem, starając nie wyrażać wzrokiem litości nad stanem zwierzchnika. Twarz czerwieńsza niż maki na Monte Cassino, wyziewy groźniejsze niż niemieckie gazy bojowe no i ten stan umysłu, kiedy człowiek wyrzuca z siebie wszystko wszystkimi drogami. Z serca na język, z mózgu do mięśni, z żołądka do ubikacji.

- Soo, zadhowolonyy? Wshyscyschie tacy sami!

- Panie szefie, jest pan pijany. Proszę za mną, wrócimy do reszty.

- Njie jestem pijhany!

Oczywiście. Postanowiłem zmienić temat wracając do wcześniejszego stwierdzenia.

- Pan nie jest zadowolony? Nie często zdarzają się tak dobre sprzedaże.

- Jhaaaasne, nitchym nie róóóżniła się od każdhej innej.

- Co pan ma na myśli?

Zwęziły mu się oczy. Wyprostował się i w pełni trzeźwym głosem stwierdził:

- A więc nie wiesz.

Wyziewy dalej jadowite. Tyle w kwestii nagłego ozdrowienia, ludzie tego jednak nie potrafią. Mit obalony.

- Czego nie wiem? - spytałem ryzykując niekończący się wywód szefa.

- Ta historia krąży w środowisku sprzedawców samochodów od wieków. Nie zdziwiłbym się, jakby była opowiadana jeszcze przez sprzedawców dorożek, ba, wozów!

Chwycił mnie za ramię i posadził obok siebie w rogu toalety.

Punkt dla mnie, skutecznie przewidziałem przyszłość.

Usilnie trzymając znudzenie starające się wydostać na moją twarz, zmusiłem się do pytającego pochylenia głowy. Szef złapał przynętę i zaczął opowieść.

"Standardem od wieków jest, że pojazdy mają cztery koła. Ni mniej, ni więcej. Dwa nie utrzymają go w równowadze, trzy i pięć nie są liczbą parzystą. Stąd cztery koła. Nie, nie przerywaj mi. Zaraz o tym powiem. Koła, niestety dla kupców, dla nas wprost przeciwnie, czasami się psują. W takim wypadku warto by mieć jakieś w zapasie, prawda? Nie przerywaj mi! Pęknięta guma, złamana felga, urwany ten-dzyndzel-od-powietrza, wszystko to się może zdarzyć. Nie ma problemu, jeśli stanie się to gdzieś poza miastem. Problem pojawia się, jeśli spotka to cię w ruchliwym miejscu. Jak to tak, jechać na zapasowym kole? Toż to robienie z siebie pośmiewiska! Te całe 'dojazdówki', to jak chodzenie z drewnianą nogą! No i sam fakt grzebania przy brudnym kole, wygrzebywania zapasowego spod sterty śmieci w bagażniku. Po takim czymś można równie dobrze wyjechać do innego kraju, tutaj jest się skończonym.

Cóż można więc począć, pytasz? Otóż ta legenda daje odpowiedź na to pytanie. Złote koło zapasowe. Złoto jest cenne, złoto jest piękne, złoto jest pożądane. Po awarii wyciągnięcie starego, brzydkiego koła jest wstydem. Wyciągnięcie cudnego, lśniącego - to już będzie budziło zazdrość.

Tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Nikt go nie chce. Nikt nie jest nim zainteresowany. Nikt nigdy nie chciał odnaleźć legendarnego artefaktu sprzedawców aut. Pracowałem w tym zawodzie wiele lat, jednak nigdy nie spotkałem osoby godnej tego zaszczytu. Wiele lat temu się poddałem, jednak mimo wszystko, wspomnienie o legendzie czasami powraca.

Ale teraz... teraz ty dołączyłeś do zespołu. Jesteś młody, niewprawiony, nie przesiąknąłeś nawykami starych wyjadaczy takich jak ja. Masz dużo przed sobą i jest możliwe, że uda ci się odnaleźć legendarny artefakt i przekazać go w ręce godnej osoby.

Niewiele mi już zostało, ale chciałbym wiedzieć, że ktoś przejmie moje stare zadanie jak odejdę. Powiedz mi, czy podejmiesz się tego? Czy będziesz kontynuował wieloletnią tradycję?"


Spojrzałem na szefa. Twarz jeszcze bardziej czerwona od całego patosu jego nieskładnej opowieści. Zaangażowanie z jakim opowiadał nie pozwalało mi po prostu powiedzieć 'dziękuję, nie jestem zainteresowany', tak samo jak znaczne prawdopodobieństwo jego utraty wspomnień z tej rozmowy. Szef z niecierpliwością czekał na odpowiedź. Przymknąłem oczy i uśmiechnąłem się do siebie. Podniosłem głowę i pełnym przejęcia głosem odpowiedziałem:

- Jeśli tylko jestem godzien, to podejmę się przyznanego mi zadania. Jednak, jeśli mogę mieć jedną prośbę... póki pan ma siły, proszę dotrzymać mi towarzystwa. Pomoc osoby doświadczonej z pewnością pozwoli odnaleźć legendarny artefakt.

Łzy wstąpiły na policzki szefa. Teraz pozostaje mi tylko liczyć, że do jutra wszystko zapomni.

- J-jhesteeśh mojm najlepshym pracownikieeeem!

Wrzask odbił się od ścian i wrócił wzmocniony do moich uszu.

Chwilę zajęło szefowi ogarnięcie się. Nie czekając na niego, wróciłem do reszty pracowników i schowałem się w kącie sali. Nie planowałem kontynuować wcześniejszego tematu. Im więcej wspomnień tym mniejsza szansa na zapomnienie o nich.

Nie przelało się wiele piwa nim w oddali pokazał się szef. Szedł w naszą stronę szybko coś pisząc na komórce.

Po wyjściu z baru dowiedziałem się. W związku ze swoją słabą pamięcią, szef ma w zwyczaju zapisywać wszystko na telefonie.

Komentarze