"Ministerstwo Postępu"
Przez opuszczone żaluzje przebijały się pojedyncze promienie światła. Przy dębowym biurku, z opuszczoną głową siedział mężczyzna w garniturze i wsłuchiwał się w okrzyki wściekłego tłumu dobiegające sprzed budynku.
- Panie ministrze, przed budynkiem zgromadził się wściekły tłum. - Kobieta wychyliła się zza drzwi.
- Doprawdy? Byłem pewien, że to turyści.
Mężczyzna wstał i zaczął krążyć po pokoju, z każdą chwilą coraz szybciej. Kobieta przez chwilę śledziła go wzrokiem, jednak przestała, kiedy jego prędkość wzrosła do niebezpiecznych dla jej szyi wartości.
- Ostatni wynalazek najwyraźniej się nie sprawdził. - Kobieta zagadnęła.
- Ach tak?
Wiedział o tym. Wiedział o tym bardzo dobrze. Wystarczyła chwila używania tego 'wynalazku', żeby zechcieć wbić go w głowę jego twórcy. Wystarczyła chwila zastanowienia, żeby zauważyć jego bezużyteczność. Ludzie nie są na tyle głupi, żeby nie potrafili sobie poradzić bez takich cudów. Jednak musiał coś wymyślić. On, władca, zarządca, prezes, szef Ministerstwa Postępu MUSIAŁ rzucić wściekłemu tłumowi jakiś wynalazek. Szuflada z pomysłami już tydzień temu świeciła pustkami, nie miał więc wyboru. Nie pozostawało mu nic innego jak przyznać, że widelco-łyżka z wbudowanym siłomierzem wskazówkowym oraz barometrem nie była dobrym pomysłem na podniesienie jakości życia wściekłego tłumu. Tak. Przyznał to, jeden problem z głowy.
Tylko.... teraz wściekły tłum domaga się zadośćuczynienia za poprzedni wynalazek. Oraz kolejnego, nowego. Pierwsze nie stanowi problemu, w ministerstwie jest cały Oddział Skarg, Zażaleń i Przeprosin. Ale Oddział Pomysłów? Jedyny jaki był został zamknięty wiele miesięcy temu. Za karę. Narazili ministerstwo na poważne straty. Zasypali biuro stosami papierów z pomysłami, więc aby się w tym nie pogubić potrzebny był zapas segregatorów i szaf. Piętnaście ciężarówek pełnych segregatorów i szaf! Taki wydatek! Taka strata funduszy!
Udało mu się odzyskać część strat zwalniając wszystkich z Oddziału Pomysłów.
Teraz ich potrzebował.
- Wynalazek, wynalazek... - minister zaczął mamrotać.
- Jadalne mydło? - Sekretarka zaproponowała.
- Było, wiele razy, nie sprawdziło się. Telefon z klawiaturą?
- Było, wynalazek sprzed wieków. Pilot do telewizora na baterie słoneczne?
- Było. Wściekły tłum przyszedł w środku nocy i narzekał na konieczność oglądania ciągle jednego kanału. Jakby nie łatwiej im było podejść do telewizora i wcisnąć przycisk zamiast tutaj nas męczyć.
- Wodoodporny papier?
- Było. Pióra nie działały na tym. Strajk wściekłego tłumu staromodnych pisarzy.
- Automatyczne wykrywanie osób przychodzących do mieszkania?
- Było. Strajk z powodu odcisków dolnych partii pleców - stracili powód do wstawania od komputera.
- Automatyczny kucharz?
- Było. Strajk gospodyń domowych, straciły sens życia.
Nagle! W głowie ministra pojawił się obraz. Obraz nieskazitelnie czysty i wyraźny. Przedstawiał nieforemny kształt w ziemistym kolorze. Leżał on na nieskończonej płaszczyźnie i ze spokojem wyczekiwał. Wtem, z nieba nadleciał srebrny, błyszczący w świetle niewidocznego obiektu, nóż. Kształt bez wahania otworzył się na niego i przyjął go do siebie. Żelazo przeleciało na wylot raz, drugi, trzeci. Jedyne co pozostało, to podłużne, złociste prostopadłościany. Ściany ich były idealne, każdy z kątów prosty. Krople wody powoli spływały na podłoże, z którego zaczęła wydobywać się żółta, oleista ciecz. Zasyczała, gdy zetknęła się z bryłami.
Minister wstał. Wiedział już co powinien zrobić. Znalazł idealny plan uspokojenia wściekłego tłumu.
Skierował wzrok w stronę sekretarki.
- Ziemniaki.
Oczy kobiety otworzyły się na tyle, na ile biologia pozwalała.
- Damy im ziemniaki.
Sekretarka upuściła wszystko, co trzymała w rękach, a warto dodać, że nic w nich nie miała. Podniosła je do ust i zasłoniła, chcąc zatrzymać okrzyk.
- Ziemniaki. Ziemniaki. Ziemniaki. Ziemniaki.
Kobieta upadła i zaczęła szlochać ze szczęścia. Mężczyzna podszedł do niej, klęknął i spojrzał głęboko w zapłakane oczy.
- Ale... to nie będą zwykłe ziemniaki.
Krew odpłynęła z twarzy sekretarki. Wiedziała już czego się spodziewać. Minister wstał, szybkim krokiem podszedł do okna i otworzył je szybkim ruchem jednej ręki.
- Damy wam... ziemniaki z dotykowymi ekranami!
Tłum oszalał.
Komentarze