/ Teksty / Opowiadania
crm
2012-08-25 21:35:31

- Hmm...

Mężczyzna patrzył beznamiętnie przed siebie, ignorując detektywa krążącego wokół. Ciężko zresztą wymagać zainteresowania od martwej osoby.

- Przyczyną śmierci prawdopodobnie jest wykrwawienie.

Pomocnica detektywa, stojąca pod ścianą, wskazała na plamę krwi na podłodze obok zwłok pozbawionych jednej ręki.

- Skąd ten pomysł, detektywie?

- Z dokładnej analizy otoczenia. Słuchaj i ucz się.

Wzruszyła ramionami i wróciła do podziwiania ścian. Mimo wielu lat pracy w tym zawodzie, wciąż nie przyzwyczaiła się do widoku osób beznamiętnie patrzących przed siebie.

- Ofiara chyba została postrzelona, z bliska. Kula przeszła na wylot. Broń leży obok, odciski palców też mamy. Marna robota, panie złoczyńco.

- Myślisz, że to początkujący? - spytała pomocnica.

- Albo to, albo stara się z nami bawić. W każdym razie jest szansa, że będziemy wiedzieli kogo szukać. Zajmiesz się zebraniem wszystkiego?

- Nie.

Detektyw spojrzał na małą postać stojącą przodem do ściany. Pomocnica bawiła się włosami, najwyraźniej starając się nie zwracać uwagi na wystrój pomieszczenia. I na osobę beznamiętnie patrzącą przed siebie. Uśmiechnął się lekko i przystąpił do zbierania materiałów.

--

Rozległo się pukanie do drzwi. Do pokoju weszła policjantka, wyraźnie zirytowana widokiem obecnego w środku detektywa. Wzdychając ciężko podeszła na środek i rozejrzała się wkoło. Jedna z obecnych w środku osób beznamiętnie patrzyła przed siebie.

- Wiedziałam. Wiedziałam. Specjalnie wrobili mnie w tę robotę.

- Witaj, siostro, dawno się nie widzieliśmy - powiedział detektyw.

- To był najszczęśliwszy czas mojego życia, pomijając urlopy, które w zasadzie są tym samym. Szansa spotkania ciebie jest tak samo niska, a i pracy nie ma. Co tym razem wykombinowałeś?

- Morderstwo, dyrektor banku, postrzelony. Pośmiertnie oderwana ręka.

- Brzmi przyjemnie. Co znalazłeś?

- Broń, kulę, odciski.

- Hoo, brzmi zbyt pięknie. Jak z obsługą hotelu? Ktoś coś widział?

- Nie. Okna zamknięte i szczelne, drzwi tak samo. Zapasowy klucz w recepcji, główny ciągle tutaj. Książkowa sytuacja.

- Rozmawiałeś z lokajami?

- Nie. Aż tak książkowo nie jest. Chyba.

Policjantka podeszła do beznamiętnie patrzącej przed siebie osoby, kucnęła i przyglądnęła się ścianom. Na jednej z nich widoczny był ślad kuli.

- Wystrzelono z bliska. Sprawca musiał więc być w pokoju. Znaczy też, że ofiara musiała go znać. Albo mieć dobry powód do wpuszczenia go do środka.

- A więc, wielki detektywie, jaki dalszy plan?

- Porozmawiać z rodziną, współpracownikami. Dowiedzieć się w jakim celu pan bankier tutaj przyjechał.

- Bankier? - spytała zdziwiona pomocnica, dotychczas stojąca na uboczu i przyglądająca się gniazdku.

- Kto inny mieszkałby w takim hotelu?

- Mafiozo.

- Prędzej to on byłby sprawcą. Albo przynajmniej zleceniodawcą.

- Patrz na to - policjantka rzuciła foliowym woreczkiem w stronę detektywa i trafiła go w twarz.

- Co to? - spytał masując sobie czoło.

- Zobacz.

Mały kalendarzyk z napisem 'Ja i mój bank' na okładce. W środku rozpisane plany na wiele tygodni wprzód.

- A jednak bankier.

- Trafiłeś. Czekaj - policjantka podniosła krótkofalówkę i wymieniła kilka słów z osobą po drugiej stronie fali elektromagnetycznej.

- Druga osoba, może być ten sam sprawca. Jedziecie? Po wcześniejszym oddaniu mi tego, co zebraliście, oczywiście.

--

Piwnica komunistycznego bloku z wielkiej płyty. Słaba żarówka starego typu kołysa się pod sufitem. Trzy postacie rzucają cień na czwartą, beznamiętnie patrzącą się w sufit, jakby zastanawiała się, gdzie podziała się jej druga ręka. Najmniejsza z osób podziwia nierówno ułożone cegły.

- Faktycznie, podobna sprawa.

Detektyw kucnął i zaczął przetrząsać kieszenie mężczyzny beznamiętnie podziwiającego sufit. Po chwili wyciągnął plastikową kartę. Przeczytał na głos imię i nazwisko podane na niej.

- Wiem kto to - pomocnica oderwała się od liczenia dziur w pustakach - Właściciel sieci chińskich pralni.

- Kolejna szycha - westchnęła policjantka. Kucnęła obok detektywa i rozglądnęła się.

- Ten najwyraźniej został zadźgany... a przynajmniej jego nogi. Wszystkie ślady nie sięgają wyżej niż do kolan. - wskazała na nóż i jego ślady w nogach mężczyzny beznamiętnie podziwiającego sufit.

- Wygląda na to, że nasz sprawca celuje tylko w osoby zajmujące wysokie stanowiska w różnych firmach - detektyw otrzepał się z kurzu.

- Ale co robił tutaj dyrektor sieci chińskich pralni? - spytała pomocnica.

- Korytarzem w lewo, jest tam chińska pralnia. Dzisiaj zamknięta, nikogo w środku nie ma.

- Czyli to nie zemsta pracowników - policjantka zamyśliła się.

- Zawołam techników. Jutro dam wam znać czego się dowiedzieliśmy.

- Dzięki.

Detektyw i pomocnica skierowali się w stronę wyjścia z piwnicy.

--

Telefon na ścianie zaczął wyć, mrugać i na wszelkie inne sposoby zwracać na siebie uwagę. Jedyna osoba w środku, wciąż półprzytomna, bo wyrwana ze snu, powoli podniosła się i odebrała telefon.

- Detektyw, słucham.

- Mam nadzieję, że cię obudziłam.

- Witaj, siostrzyczko. Co tam?

- Właścicieli odcisków nie ma w bazie. Prawie.

- Prawie?

- Druga ofiara została zastrzelona z broni trzymanej przez pierwszą.

- Bankier nie zginął wcześniej?

- Zginął. Nawet kilka godzin wcześniej. Ale jego ręka też zniknęła.

- Sprawca zastrzelił właściciela pralni z pistoletu trzymanego w ręce bankiera?

- Albo bankier sam to zrobił. Wybierz bardziej prawdopodobną wersję.

- Opcja pierwsza, jakkolwiek dziwna by nie była. Masz coś jeszcze?

- Nic więcej. Chwila... - w tle słychać policjantkę rozmawiającą z kimś - Kolejna ofiara. Poczekaj w parku, przyjadę po ciebie.

- Pomocnica już w domu.

- Niech więc tam zostanie.

--

Wąskie uliczki między budynkami mają to do siebie, że są wąskie, ciemne i dobrze sprawdzają się w roli miejsca pracy typów spod ciemnej gwiazdy. Ta jednak zajęta była przez osobę beznamiętnie wpatrującą się w kubły na śmieci stojące przy przeciwległej ścianie.

- Nie przedłużając... Postrzelony, broń jest, ręka jest. Znaczy jest, czyli jej nie ma. Znaczy wyrwana.

- Zwolnij - detektyw rzucił w stronę policjantki - Założymy się, że odciski będą należały do pana od pralni?

- To by mnie nie zdziwiło. Przydałoby się jednak dowiedzieć kto, jak i po co to robi.

Detektyw kucnął przy mężczyźnie beznamiętnie podziwiającym śmietniki. Na ubraniu roboczym był wyszyty napis WentylaPol.

- Firma produkująca wentylatory. Spytam, czy nie zaginął im ktoś ważny.

To powiedziawszy, policjantka oddaliła się z krótkofalówką w ręce. Detektyw wstał i oparł się o ścianę, czekając na powrót policjantki.

Ktoś zabija kolejną osobę. Zostawia odciski palców poprzedniej ofiary. Wyrywa rękę kolejnej. Detektyw otworzył oczy. Kubeł na śmieci powoli odsuwał się w kierunku ciemnej strony uliczki, jednak wyczuwając ruch przyśpieszył i zniknął kompletnie. Policjantka wróciła.

- Dyrektor firmy. Wygląd się zgadza, gdzieś powinien mieć schowany dowód czy inny dokument... coś się stało?

- Nie spodziewałem się zastać automatycznych śmietników.

- Nie wiem o czym mówisz. Drużyna już jest, wracaj do siebie i śpij dalej. Zostaw tę robotę zawodowcom.

- Jestem jednym z nich.

--

Ponownie w swoim biurze, detektyw stał przy oknie i podziwiał widoki. Spokojna uliczka, park, kamienice otaczające go. Okazjonalnie przechodzący piesi. Ptaki przelatujące z drzewa na drzewo. Dziwny kubeł na śmieci jadący chodnikiem. Kobieta uciekająca przed nim.

- ...

Detektyw wybiegł z biura, zbiegł po schodach i wyskoczył na ulicę. Rozglądnął się i zobaczył kubeł wjeżdżający do bramy w sąsiedniej kamienicy. Z każdym krokiem wyraźniej słyszał krzyki kobiety ściganej przez kubeł. Przebiegł przez bramę i wbiegł na podwórze.

Na schodach siedziała kobieta i ze strachem patrzyła na kubeł stojący na dole. Śmietnik natomiast za wszelką cenę starał się wjechać do góry, jednak jego konstrukcja nie pozwalała mu na to. Kobieta zauważyła detektywa.

- Pomocy!

- Chyba nic pani już nie grozi.

- On ma broń!

Na te słowa detektyw uważniej przyglądnął się śmietnikowi. Metalowy cylinder, przykrywka, kilka światełek tu i tam... i ludzka ręka przytwierdzona z boku, trzymająca w dłoni pistolet.

- NIE ZBLIŻAJ SIĘ. ONA ZGINIE - kubeł przerwał próby wjechania po schodach na czas wypowiadania tej kwestii swoim metalicznym głosem.

- Hm.. Dlaczego to robisz?

- INFORMACJA TAJNA - kolejna przerwa w ruchu.

- W dawnych czasach, kiedy jeszcze na świecie panowały dendroidy... - detektyw zaczął monolog. Kubeł zatrzymał się i kilka światełek zaczęło szybciej mrugać - hermetopody podjęły nieuczciwą walkę z walecznymi elektrolizoidami.

Kobieta korzystając z chwili nieuwagi swojego oprawcy, dodatkowo zachęcana gestami detektywa, wspięła się po schodach i zeszła z linii ewentualnego strzału. On zaś, nie przerywając opowieści, podszedł do kubła i wyciągnął broń z zimnej ręki a na jej miejsce wsadził patyk.

- ... i tak zakończyło się panowanie dendroidów.

- ... BŁĄD LOGICZNY W LINII JEDEN. BŁĄD SKŁADNIOWY W LINII DWA, CZTERNAŚCIE.

- Dzięki.

- SZUKANIE CELU. CEL ZGUBIONY. ROZPOCZYNANIE PRZESŁUCHANIA OSÓB POSTRONNYCH.

Kubeł odwrócił się i skierował patyk trzymany przez sztywną rękę w stronę detektywa, który podniósł obie ręce.

- Nie rób mi krzywdy.

- GDZIE JEST MÓJ CEL.

- Z tyłu.

Kubeł odwrócił się i zamrugał nerwowo. Detektyw zrobił krok w bok. Śmietnik popatrzył w kierunku poprzedniej pozycji detektywa.

- SZUKANIE OSOBY PRZESŁUCHIWANEJ. OSOBA PRZESŁUCHIWANA ZGUBIONA. ROZPOCZYNANIE PRZESŁUCHANIA OSÓB POSTRONNYCH.

- Nic ci nie powiem!

- NIE ZBLIŻAJ SIĘ. ZGINIESZ.

- Tylko ty i ja! Dowiesz się, dlaczego zwą mnie najszybszym ręcznym rewolwerem! - krzyknął detektyw prezentując swoją pięść z wyciągniętymi dwoma palcami. Kubeł, nie czekając na dalsze prowokacje, pociągnął za spust... którego już tam nie było. Patyk przez niego trzymany złamał się. Para buchnęła z śmietnika i ręka odczepiła się. Światełka zamrugały i robot podjechał do detektywa i zaczął obijać się o jego nogi.

- CZAS WAŻNOŚCI MANIPULATORA ORGANICZNEGO PRZEKROCZONY. ROZPOCZYNANIE POSZUKIWANIA.

Detektyw postanowił zastosować środki przymusu bezpośredniego i postawił kubeł przykrywką na dół.

- WYKRYTO ZMIENIONĄ ORIENTACJĘ.

Światełka zamrugały i zgasły.

- Może już pani wyjść z ukrycia.

Ostrożnie zerkając zza rogu, kobieta powoli zeszła po schodach i zbliżyła się do detektywa.

- Co to jest?

- Robot. Stary robot. Chyba brakowało mu mocy przy trudniejszych zadaniach jak rozpoznawanie mowy. Wie pani, czemu panią ścigał?

- Niestety nie.

- Czym się pani zajmuje?

- ...Sprzedaję dobra naturalne.

- Kurtyzana.

- Może pan to tak nazywać.

- Pozwoli pani, że zadzwonię po policję. Chyba znaleźliśmy poszukiwaną osobę i może uda się zamknąć kilka spraw. Złoży pani zeznania?

Kurtyzana kiwnęła. Detektyw sięgnął po komórkę.

--

Policjantka mocno zirytowana chodziła w kółko po biurze detektywa.

- Dalej nic z tego nie rozumiem. Jeśli był to robot-zabójca, to po co bawić się w doczepianie do niego zwykłych rąk? Mechaniczne nie gniją!

- Wydaje mi się, że ważniejszym pytaniem jest - kto mu wydawał rozkazy?

Detektyw poczuł na sobie mroźne spojrzenie policjantki i zamilkł.

- Nie wiem, ale dowiem się tego bez twojej pomocy. Idź sobie, zniknij gdzieś!

Pomocnica dotychczas przysłuchująca się rozmowie otwarła usta.

- Robot nie może skrzywdzić człowieka, robot musi słuchać rozkazów człowieka...

- Hm? - zdziwienie pojawiło się na twarzy policjantki.

- Prawa robotów.

- Wygląda na to, że ten złamał pierwsze z nich - zabił kilka osób.

Detektyw wtrącił się do rozmowy:

- Niekoniecznie... To nie robot ich zabił.

- Jak to nie?

- Odciski palców nie należały do robota.

- Roboty nie mają odcisków.

- To nie on pociągnął za spust.

- A kto jak nie on?

- Jego poprzednia ofiara, właściciel aktualnej ręki.

- Ręka była już... odłączona od właściciela!

- Mimo to dalej była jego własnością. Jeśliby patrzeć na to w ten sposób, to pierwsze prawo nie zostało złamane.

- Trochę naciągany pomysł.

- Autosugestia, placebo. Przekonać robota, że to nie on strzela i wszystko będzie zgodne z prawami.

- Trudnych słów używasz, braciszku. Patrząc z drugiej strony, po co w ogóle przejmować się prawami, jeśli chce się je obejść?

- I kto tak naprawdę był winny...? - spytała pomocnica - Opcja 'osoba martwa od kilku godzin' chyba nie przejdzie. No i ważniejsza sprawa - skąd wzięła się pierwsza ręka robota?

- Co do tego...

Detektyw wstał i opuścił kurtynę.