/ Teksty / Recenzje
Don_Sotto
2011-07-25 16:38:00

Miałem na tapecie już gry logiczne, zręcznościowe, arkanoidy i Bóg jeszcze pamięta, co tam było na początku. Czas więc na recenzję gry przygodowej autorstwa Cremmy’ego. Rzecz zaczyna się wcale tajemniczo – okręt, którym płynie bohater, zatrzymuje się na samym środku Oceanu Spokojnego, po czym dryfuje z powodu braku wiatru i idealnie wręcz płaskiej wody. Nerwową atmosferę podkręca natomiast fakt, że niedawno zaginął kucharz, a pasażerowie i nawet sam kapitan zaczynają tracić kontrolę nad sytuacją. Nietrudno domyślić się, iż wątek fabularny jest tu główną atrakcją i zarazem zaletą gry – mamy tu do czynienia z kilkoma, wprawdzie niezbyt złożonymi, ale świetnie wkomponowanymi wątkami, które wzbogacają interesujący klimat gry. W samej linii fabularnej (która, na przekór nazwie, wcale nie jest liniowa) rozczarowało mnie zakończenie – jest, oczywiście, zaskakujące i dobrze skomponowane z resztą historii, aczkolwiek nie dalej jak tydzień temu miałem okazję grać w komercyjne, poważne gry traktujące dokładnie o tym samym i pewnie stąd lekkie wrażenie banalności.


Na pochwałę zasługuje także sam silnik gry – Cremmy już dłuższy czas temu wypracował sobie styl tworzenia przygodówek, opartych zresztą na skryptach napisanych w Lua i sprawdza się doskonale do przedsięwzięć podobnych „wyspie”.


Niestety, w tej beczce miodu znajdzie się też i łyżka dziegciu. Autor wyraźnie stylizuje swoją grę na ponurą, wręcz momentami (docelowo) przerażającą historię, jednakże to (mimo ciekawych pomysłów) średnio mu wychodzi. Przeszkodę stanowi przede wszystkim grafika, która miejscami jest trochę banalna (wygląd postaci, statek z zewnątrz), a biorąc ją jako całość – o zbyt ciepłej kolorystyce. Drażni także fakt, iż autor, chcąc stworzyć klimat łażenia po okręcie, który stoi na morzu, nie wstawił żadnych dźwięków tła, np. lekko szumiącego morza, skrzypiących desek pokładu, i generalnie mówiąc subtelnego śpiewu okrętu, który towarzyszyłby nam w czasie przygody (wiem, znowu pojechałem metaforą). Wprawdzie nawet postaci rozmawiają o tym, iż wokół panuje idealna cisza, jednakże ten jednogłośny mur poparcia tezy braku dźwięków zniszczony jest już przy pierwszym wyjściu na pokład – słyszymy morze, i to wcale nie spokojne. Dopiero potem zapada cisza. Aczkolwiek, jakby cicho na morzu nie było, okręt powinien wydawać dźwięki – i właśnie brak tychże zaważył na tym, że nie poczujemy klimatu w stu procentach. Z dźwięków irytują także odgłosy kroków, które przypominają raczej głośny stukot – tym gorzej, że słyszymy je praktycznie cały czas.


Uogólniając – Wyspa to pomniejsza przygodówka, która umiejętnie operuje wątkami, zaskakuje i stwarza pewną aurę tajemniczości – ukończenie jej sprawia wiele przyjemności, a zawartość bonusa zaskakuje jeszcze bardziej, tłumacząc podwaliny wydarzeń na okręcie.


Werdykt:


Gameplay (5) – świetnie wykonany silnik i elementy techniczne to solidne podłoże dla tej gry. Dochodzi trafne konstruowanie fabuły i przeplatanie wątków – jestem usatysfakcjonowany.


Grafika (4) – oprawa graficzna jest całkiem spójna i estetyczna, drażnią jednak pewne rażące uproszczenia, wygląd postaci oraz fakt, iż cała gra oddana została za pomocą barw ciepłych, które nie pasują do przekazywanej historii.


Udźwiękowienie (3) – mamy wprawdzie różne dziwne dźwięki, które pasują do niezwykłych wydarzeń, nie daje mi jednak spokoju brak jakichkolwiek dźwięków, jakie okręt powinien wydawać oraz przesadny stukot butów bohatera.


Klimat (4) – historia opowiedziana jest bardzo starannie i ma bardzo specyficzny, ponury charakter, jednakże pewne wpadki w grafice oraz udźwiękowieniu zaważyły na czwóreczce.


Wynik: 16 pkt.