Jakie są krasnoludy chyba każdy wie. Niskie, szerokie, ich ciało jest prawie idealnym kwadratem. Mimo to, ich siła przewyższa tą posiadaną przez ludzi, elfy, trolle, a w przypadku niektórych przedstawicieli krasnoludzkiej rasy, nawet i smoki. Jednak to nie ich wzrost jest pierwszym, na co zwraca się w ich przypadku uwagę. Krasnoludzka broda. Coś, co ma każdy z nich, najważniejsza rzecz w ich życiu, długa, bujna, zasłaniająca go prawie całego. Krążą plotki, jakoby to właśnie owłosienie było krasnoludem, a potem wykształcało humanoidalne ciało. Wizja włochatej kuli wypadającej z krasnoludzkiej mamy wydaje się być ciekawa. Dopiero po zapoznaniu się z owłosieniem zauważa się wzrost jegomościa, który widoczny stał się dopiero po zbliżeniu się. Można też godzinami mówić o noszonych przez nich kilofach i kuflach, symbolizujących ich dwie największe pasje, ale to nie pora na to.
Roch Przyłbipięt jest dziwnym krasnoludem. Winne temu jest jego wychowanie - ojciec karmił go wieloma opowieściami, niekoniecznie zgodnymi z prawdą. To i wiele innych rzeczy spowodowało narodzenie się wielu dziwactw w jego zachowaniu.
Pierwsze - Roch nigdy się nie zatrzymuje. A dokładniej to prawie nigdy. Zawsze biegnie przed siebie w linii prostej, szybko przebierając swoimi krótkimi nogami. Jedynym co może go powstrzymać, to przedmiot twardszy od niego, którego nie da się zniszczyć toporem. Zapytany chętnie opowie o wielu bitwach które stoczył z legionami sił zła, które uciekały w popłochu na jego widok. Nie powie jednak, bo tego nie wie, że nie była to ucieczka, tylko zwykłe zejście z drogi. Pędzący krasnolud wpadał na wojowników, przebijał się przez tłum i wybiegał tyłem, zostawiając pole walki daleko za sobą, świętując kolejne zwycięstwo.
Drugie - skoro o walkach mowa, Roch ma swój ulubiony topór, Panią Przyłbipiętową, który zwie swoją żoną.
Trzecie - jako że krasnoludy winny mieć donośny głos, Roch zawsze krzyczy. Nie zna pojęcia 'skradanie się', każde zadanie w jego głowie jest frontalnym atakiem.
Czwarte - właśnie dotarł na daleką północ.
Roch pędził przed siebie wąskimi ścieżkami górskimi, przeskakując zakręty które zmusiłyby go do zwolnienia lub zmiany kierunku. W oddali widział płaskowyż, po którym grupa trolli goniła w koło za odzianym w zbroję człowiekiem.
- STÓJCIE, PRZEBRZYDŁE BESTIE - zawył Roch, powodując za sobą małą lawinę - STAŃCIE DO WALKI Z KIMŚ WASZEGO ROZMIARU! - kolejna lawina.
Trolle zatrzymały się i zerknęły w stronę krasnoluda pędzącego w ich stronę. Jeden z nich podrapał się po wielkim, pokrytym bąblami nosie, drugi zerknął na trzeciego. Prychnęły, niby śmiejąc się, i wróciły do gonitwy za człowiekiem.
- ODWRACACIE SIĘ TYŁEM!? TA POMYŁKA KOSZTOWAĆ WAS BĘDZIE ŻYCIE! - większa lawina spadła zaraz za plecami pędzącego Rocha. Spadający śnieg wywołał kolejną lawinę, tworząc za krasnoludem ścianę białego puchu.
Do czwartego trolla dopiero teraz dotarło, że w okolicy pojawił się ktoś jeszcze. Zatrzymał się i spojrzał do tyłu. Zobaczył małego krasnoluda pędzącego zaraz przed lawiną. Nie będąc zbyt bystrym, nawet jak na trolle standardy, nie podjął żadnego działania - stał i patrzył jak Roch podbiega, uderza go toporem w brzuch, a potem zostawia na pastwę śniegu.
- HA! ŚWIAT OCZYSZCZONY Z KOLEJNEGO POTWORA! - Tym razem kolejna lawina nie została zaobserwowana, ta ciągnąca się za Rochem wszystko zasłaniała.
Trolle zauważyły co się dzieje. Mając jednak więcej rozumu niż ich pobratymca, szybko uciekły po ścianach do swoich kryjówek. Człowiek którego goniły zauważył to i zmęczony biegiem padł na kolana i szybko łapał oddech. Po chwili odwrócił się, chcąc podziękować swojemu wybawcy. Kiedy zobaczył krasnoluda z zakrwawionym toporem i lawiną na plecach, szybko podniósł się i rzucił do ucieczki. Po chwili Roch dogonił zmęczonego człowieka, wrzucił sobie na ramię i, jakimś cudem, przegonił lawinę.
- JESTEŚ DZIWNYM CZŁOWIEKIEM. DLACZEGO UCIEKAŁEŚ PRZEDE MNĄ!?
Człowiek nic nie odpowiedział. Leżał na śniegu i oddychał ciężko.
- WIDZĘ, ŻE MASZ ZBROJĘ. JESTEŚ WOJOWNIKIEM? GDZIE TWA BROŃ!?
- Proszę, postaraj się tak nie krzyczeć. Ściągniesz więcej trolli lub lawin.
- HA! ŻADNE Z NICH NIE MA SZANS Z ROCHEM PRZYŁBIPIĘTEM!
- Jesteś Roch Przyłbipięt? Dziwny z ciebie krasnolud.
- DZIWNY Z CIEBIE WOJOWNIK! NIE MA TAKIEJ BESTII KTÓREJ NIE DA SIĘ POKONAĆ NAWET PIĘŚCIAMI!
- Niewielu jest ludzi którym się to uda.
- HA! SŁABA Z WAS RASA.
- Jestem Zbrojosław. Co cię sprowadza w te strony, krasnoludzie?
- PRZYBYŁEM ROZPRAWIĆ SIĘ ZE ZŁEM TEGO ŚWIATA!
Zbrojosław popatrzył na Rocha z politowaniem. Krasnolud siedział obok niego, z czułością polerując swój topór.
- Bardzo dbasz o swoją broń?
- BROŃ? JESTEM PRZYŁBIPIĘT A TO PANI PRZYŁBIPIĘTOWA, INNEJ MI NIE TRZEBA!
Człowiek zamyślił się. Utknął w górach z krasnoludem niespełna rozumu. Co prawda, ten krasnolud uratował go od śmierci, ale był bliski zapoznania go z innym rodzajem umierania.
- CZŁOWIEKU, MÓWIĘ DO CIEBIE, CZY JEST TUTAJ JAKIEŚ ZŁO!?
- Na tamtym szczycie jest wieża zamieszkana przez czarodzieja. Zostałem tutaj wysłany aby się czegoś o nim dowiedzieć.
- CZARODZIEJ, DEMONICZNE NASIENIE! CHODŹMY WIĘC POZBYĆ SIĘ JEGO OBECNOŚCI NA TYM ŚWIECIE!
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Zaginęli wszyscy poszukiwacze przygód, którzy próbowali się do niego zbliżyć.
- TO JAK TY PLANOWAŁEŚ TO ZROBIĆ?
Dobre pytanie.
- Yyy...
- TRZYMAJ SIĘ MNIE A NIC CI NIE GROZI! - to powiedziawszy, Roch podniósł Zbrojosława, przerzucił go przez swoje ramię i pobiegł przed siebie.
- Jesteś pewien, że idziesz dobrze?
Zbrojosław wisiał od kilku godzin na ramieniu Rocha, który nieprzerwanie biegł prosto przed siebie, okazjonalnie ocierając się o ściany górskie zmuszające go do skręcenia. Okazjonalnie pojawiające się trolle i inne stwory górskie były szybko pacyfikowane przez celne trafienie Pani Przyłbipiętowej.
- TAK!
- Dlaczego tak sądzisz?
- ZAWSZE TRAFIAM TAM, GDZIE CHCĘ!
Kolejne spojrzenie przepełnione litością skierowane w stronę Rocha.
- Nigdy nic nie planujesz, co?
- ZŁO ZAWSZE SAMO WCHODZI W MOJE RĘCE!
To wystarczyło, aby Zbrojosław wiedział wszystko, poza tym co go spotka w najbliższej przyszłości.
- DOTARLIŚMY!
Krasnolud rzucił jeszcze śpiącego Zbrojosława na ziemię i wpadł na drewnianą bramę wejściową wielkiej wieży maga. Od dawna mieli ją na widoku, gdzie 'od dawna' oznacza 'od wczorajszego popołudnia'. Spotkanie z Rochem było rano, teraz jest kolejny poranek.
- Biegłeś caaaaaałą noc? - spytał Zbrojosłam, jednocześnie ziewając.
- TAK! PRAWDZIWE KRASNOLUDY POTRAFIĄ SPAĆ W BIEGU!
Zbrojosław zaczął w myślach dziękować bogom za opiekę. Pobudka w trakcie lotu w kierunku ziemi z dużą szybkością była ostatnim czego chciał doświadczyć. Małe szybkości było do wybaczenia. To pomyślawszy, sprawdził liczbę siniaków. Pojawiły się tylko dwa nowe.
A potem obudził się do końca.
I rozglądnął wokół.
I zobaczył Rocha tłukącego toporem w drzwi wieży maga.
I otwierające się drzwi.
I topór który przeleciał zaraz przed nogami kobiety i wbił się we framugę.
- ...o kurczę. - nic więcej nie potrafił powiedzieć.
Ale biec dalej potrafił. Szybko wstał i rzucił się w drogę powrotną. Kobieta, oraz grupka szkieletów stojąca za nią, odprowadzili wzrokiem biegnącego Zbrojosława, a potem skupili się na prychającym i podskakującym krasnoludzie.
- KOBIETO, GDZIE JEST CZARODZIEJ!
Kobieta spojrzała z zainteresowaniem na Rocha i uśmiechnęła się lekko. Poprawiła swój szpiczasty kapelusz i długą szatę w gwiazdki, oparła wielki kij z kryształem na końcu o ścianę i zapytała.
- Czarodziej? Jaki czarodziej?
- NIE DAM SIĘ NABRAĆ! W TEJ WIEŻY MIESZKA CZARODZIEJ!
- Czy ktoś z was wie coś o czarodziejach? - rzuciła za siebie do grupki szkieletów. Pokręciły one głowami.
- A może ktoś z was? - rzuciła w stronę golemów które wyszły z ogródka. Nie odpowiedziały.
- Jak widzisz, nikt nie słyszał tu nic o czarodzieju.
- WIEM, ŻE TU JAKIŚ JEST!
- Skąd wiesz, krasnoludzie?
- JEST TU WIEŻA!
- Wieża? Ach, faktycznie, jest jedna. Tylko gdzie jest jej czarodziej?
- TY WIESZ!
- Nie wiem nic o żadnym czarodzieju.
- NIE ZE MNĄ TE NUMERY!
- Jesteś pewny, że nie szukałeś czarodziejki?
- SŁYSZAŁEM, ŻE MIESZKA TU CZARODZIEJ, NIE CZAROWNICA! GDZIE ON JEST!
- Nie wiem nic o czarodzieju, ale wiem o czarodziejce. To ja, Renomira. Jak cię zwą, krasnoludzie?
- JESTEM ROCH PRZYŁBIPIĘT! JESTEŚ CZAROWNICĄ? A WIĘC JESTEŚ KŁAMCZYNIĄ! KAŻDY KTO SIĘ ZAJMUJE CZARAMI TO KŁAMCA!
- Jeszcze ani razu nie skłamałam, Rochu Przyłbipięcie.
- KŁAMSTWO, JEDNO Z WIELU! MÓW GDZIE JEST CZARODZIEJ!
- Nie tutaj. Obawiam się, że nie mogę ci pomóc. Potrzebuję jednak kryształu z krypty po drugiej stronie doliny. Pozwoli mi on przywołać hordę demonów dzięki której przejmę władzę nad światem.
- HA! PRZEJRZAŁEM TWOJE KŁAMSTWA, CZAROWNICO! ZACZEKAJ TUTAJ A WRÓCĘ Z KRYSZTAŁEM I WTEDY POWIESZ MI GDZIE JEST CZARODZIEJ!
Renomira spojrzała na krasnoluda szykującego się do biegu i uśmiechnęła się lekko. Po chwili po Rochu został tylko śnieg wzbity w powietrze.
Po kilku godzinach ciągłego biegu, Roch dotarł pod wejście do krypty i wpadł na posąg stojący obok. Podniósł się, otrzepał z kurzu i wytarł Panią Przyłbipiętową. Dzisiaj wiele potworów opuściło ten świat. Krasnolud wbiegł do krypty.
Co kilka kroków dawały się słyszeć mechaniczne dźwięki dobiegające zza ścian, świsty strzał przelatujących z każdej strony i wybuchy, ale nic z tego nie interesowało Rocha. Nie przejmował się też stertami kości leżącymi w każdym miejscu, nawet tymi jeszcze osłoniętymi ciałem i zbroją. Ignorował też złote skrzynie i monety leżące w salach przyległych do korytarza którym biegł. Nie miał na czym się zatrzymać, więc pędził przed siebie. Po chwili dotarł do wielkiej, okrągłej sali z kolumnami przy ścianie i grobowcem na środku. Przebiegając obok niego, zauważył wielki, czarny kryształ, który szybko chwycił i kontynuował biego. Szybko jednak natrafił na problem. Komnata była okrągła, nie miał więc gdzie się zatrzymać.
Z grobowca dobiegł przeciągły jęk i wieko powoli się odsunęło i zza krawędzi wychylił się szkielet. Wstał, przeciągnął się po pobudce ze snu już-nie-wiecznego i rozglądnął szukając intruza.
Przez chwilę z zainteresowaniem śledził krasnoluda biegającego wkoło.
Przez kolejną chwilę ze znudzeniem śledził krasnoluda biegającego wkoło.
Na koniec z irytacją śledził krasnoluda biegającego wkoło.
- Cóż to za błazen mnie obudził?
- NIE JESTEM BŁAZNEM, POTWORZE! JESTEM ROCH PRZYŁBIPIĘT!
- Nie jestem potworem, krasnoludzie! Jestem nieumarłym krasnoludem!
- BANIALUKI! GDZIE TWOJA BRODA!?
- Nieumarli nie mają włosów, tym bardziej brody.
- NIE MA KRASNOLUDÓW BEZ BRODY, OJCIEC MI O TYM MÓWIŁ!
- W gruncie rzeczy to tak, nie ma, ale ja jestem krasnoludczycą, kobietą.
- MÓWIŁEŚ, ŻE JESTEŚ KRASNOLUDEM!
- Bo jestem.
- A WIĘC NIE MOŻESZ BYĆ KOBIETĄ!
- Z rasy krasnoludów, płci żeńskiej.
- NIE MASZ PIERSI!
- P-pie.. Bo jestem nieumarłym! - w tym momencie głos nieumarłego stał się bardziej piskliwy niż wcześniej. Gdyby resztka życia była w jego ciele, twarz niewątpliwie pokryłaby się rumieńcem.
- A WIĘC NIE JESTES KRASNOLUDEM, ANI MĘŻCZYZNĄ ANI KOBIETĄ!
- Aaaaa, dość mam tej dyskusji! Nie odzywam się więcej do ciebie!
Nieumarły założył ręce i zaczął podziwiać sufit. Roch w dalszym ciągu biegał dookoła komnaty.
- Czemu biegasz wkoło?
- NIE ROZMAWIAM Z NIEUMARŁYMI KRĘTACZAMI!
- N-nie możesz się do mnie nie odzywać, kiedy to ja się do ciebie nie odzywam! - Nieistniejące brwi wyraźnie obniżyły się na kościanej twarzy szkieleta. Mimo braku jakiejkolwiek mimiki, wyraźnie dało się odczytać jego humory.
Szkielet dalej stał z założonymi rękoma i podziwiał sufit, kątem oka jednak co pewien czas zerkając na Rocha, ciągle kręcącego kółka. W końcu ciekawość wzięła górę i nieumarły podszedł do ściany. Kiedy krasnolud zbliżał się, krasnoludczyca szybko chwyciła go, zatrzymując jego szaleńczy pęd. Nagła zmiana szybkości nie zatrzymała jednak wewnętrznego pędu Rocha, który zakręcił się i padł na ziemię. Wtedy też nieumarły zauważył kryształ trzymany przez krasnoluda.
- O, ładny kamyczek. Miałam taki sam.
- JEGO WYGLĄD JEST NIEISTOTNY! POTRZEBUJĘ GO DO ZNALEZIENIA CZARODZIEJA!
- Znalezienie czarodzieja? Można go użyć do przywołania hordy demonów, ale znajdywanie kogoś...?
- WIEM CO MÓWIĘ! CZAROWNICA SKŁAMAŁA, ŻE PRZYWOŁA HORDĘ DEMONÓW, WIĘC ZNACZY TO, ŻE POMOŻE W ZNALEZIENIU CZARODZIEJA!
- Chwila, zgubiłam się.
- ŚMIERĆ ZABRAŁA CI RESZTKI ROZUMU, POTWORZE!?
- Nie jestem potworem! I nie straciłam resztek rozumu! W ogóle nie straciłam rozumu! I miałam się do ciebie nie odzywać! Przestań wciągać mnie w rozmowę!
- STRASZNIE DUŻO MÓWISZ!
- Nie krzycz!
- NIE KRZYCZĘ.
- Krzyczysz!
- KRASNOLUDY MUSZĄ MIEĆ DONOŚNY GŁOS, OJCIEC MI O TYM MÓWIŁ!
- Hm. A powiedz mi, bo mi tu nudno w grobowcu. Nie zabrałbyś mnie może ze sobą? Pewnie dużo podróżujesz.
- NIE.
- Nie podróżujesz?
- NIE POTRZEBUJĘ TOWARZYSTWA INNEJ KOBIETY!
- Innej? Ktoś jeszcze z tobą wędruje?
Roch podniósł się z ziemi, a potem zaprezentował swój topór.
- JESTEM ROCH PRZYŁBIPIĘT A TO PANI PRZYŁBIPIĘTOWA, INNEJ MI NIE TRZEBA!
- C-co!? Masz inną!? Mimo, że masz mnie, mimo tych wszystkich godzin które razem spędziliśmy na rozmawianiu!?
- NICZEGO TAKIEGO NIE BYŁO! PRAWDZIWY KRASNOLUD JEST WIERNY SWEJ MIŁOŚCI, NIGDY NIE ZDRADZIŁBYM PANI PRZYŁBIPIĘTOWEJ!
- Ty.. ty krasnoludzka świnio! Cały czas bawiłeś się moimi uczuciami!? Poczekaj tu, zniszczę cię moim kryształem!
To powiedziawszy, nieumarły wrócił do swojego grobowca i zaczął szukać czegoś w jego okolicy. Roch, nie czekając na nic, wystartował w kierunku wyjścia z komnaty z zamiarem powrotu na powierzchnię.
Nie minęło dużo czasu zanim szkielet odkrył puste miejsce na wieku grobowca, do którego idealnie pasowałby kryształ, gdyby tam jeszcze był. Chwila bezmyślnego wpatrywania wystarczyła aby skojarzyć fakty.
- ZABRAŁEŚ MÓJ KRYSZTAŁ!
- BANIALUKI! - odkrzyknął Roch, będący aktualnie w połowie drogi do wyjścia.
Krasnoludczyca przywołała wszystkie swoje siły i ruszyła w pościg, jednak nawet za życia nie była ona dobrym biegaczem, w przeciwieństwie do Rocha. Szybko porzuciła pościg, ale zanim wróciła do grobowca, odnalazła salę wypełnioną identycznymi kryształami. Zabrała jeden i przed powrotem do snu, umieściła go na wieku.
- Hm. Doprawdy, masz talent do radzenia sobie z nieumarłymi.
Z kieszeni Rocha wychylił się grzyb z fioletowym kapeluszem i kolcami na nim.
- NIE WIEM O CO CI CHODZI, GRZYBIE!
- Nie jestem grzybem, jestem królem grzybów, Muchomorowikiem! A ty jesteś naiwnym krasnalem.
- KRASNOLUDEM!
- Czyli 'naiwnym' dalej jest ważne. - To powiedziawszy, grzyb wrócił do kieszeni.
Szybkie kroki i potężne uderzenie w drewno, Roch wrócił pod wieżę Renomiry. Drzwi otwarły się.
- O, wróciłeś.
- WRÓCIŁEM! MASZ KRYSZTAŁ, MÓW GDZIE JEST CZARODZIEJ!
- Nie tak szybko, naiwny krasnoludzie. Najpierw muszę przywołać hordę demonów. Zostań na noc, odpocznij, jutro podbijemy świat.
- NIE JESTEM NAIWNY! WIEM, ŻE KŁAMIESZ! MÓWIĄC O PRZYWOŁANIU DEMONÓW MASZ NA MYŚLI PRZYGOTOWANIE OBIADU, JAK PRAWDZIWA KOBIETA! OJCIEC MI O TYM MÓWIŁ!
- Nie, nie, rzeczywiście przywołam demony. Idź na górę, jeden ze szkieletów cię zaprowadzi. Miłych snów.
- KŁAMSTWA, SAME KŁAMSTWA! WSZYSCY CZARODZIEJE SĄ TACY SAMI!
Roch wszedł do wieży i udał się za szkieletem, kontynuując marudzenie tym razem pod nosem.
Nadszedł ranek. Płaskowyż, kilka dni temu obudzony krzykami Rocha, tym razem męczony był przez armię powoli idącą naprzód. Ludzie w zbrojach, zebrani na szybko żołnierze i najemnicy z okolic, szli z zadaniem pozbycia się czarodzieja z tych gór. Jedyny zwiadowca który wrócił żywy opowiedział co zobaczył - wcześniej wspomnianą czarownicę, jej nieumarłych lokajów, golemowych ogrodników i oswojone ghule przypięte łańcuchami do płota. Sam fakt, że ktoś przeżył zwiad był wystarczającą motywacją do wysłania ofensywy - jeśli czarownica nie zabiła, to może straciła swoją moc? Wszyscy szli niepewnie, ale z nadzieją na zyskanie sławy... oraz skarbów. Każdy mag ma wiele dziwnych artefaktów, podczas walki wszyscy są sojusznikami, ale zaraz po jej zakończeniu staną się rywalami.
Wizje chwały przeplatane niepewnością zostały przerwane potężnym okrzykiem dobiegającym z drugiego końca płaskowyżu. W stronę armii biegła samotna mała postać, a za nią leciała, biegła i skakała, zależnie od gatunku, horda demonów. Wszyscy stanęli, nikt wcześniej nie mówił o walce z demonami. Dowódcy starali się zapanować nad swoimi oddziałami, jednocześnie powoli się wycofując. Armia miała za zadanie pozbyć się jednego maga, i tak też byli przygotowani. Walka z hordą demonów wykraczała poza ich możliwości, i wszyscy dobrze o tym wiedzieli.
Na przód wysunęła się jedna postać i przyglądneła nadchodzącej hordzie. Po chwili pobiegła w stronę głównego dowódcy.
- Panie Możnoborze! Proszę mnie wysłuchać!
- Nie mam czasu! Atakuje nas horda demonów, tłumoku!
- Wiem! I wiem chyba jak je pokonać!
- Ty? Kimże ty w ogóle jesteś!? - Możnobór z wyższością spojrzał na odzianego w zbroję człowieka.
- Jestem Zbrojosław.
- Ho, a więc to ty jestes tym zwiadowcą. Masz chwilę na przedstawienie planu!
- Przed armią ucieka krasnolud, to on pomógł mi dostać się pod wieżę.
- Hm... - Możnobór zerknął w stronę hordy - tak, ktoś tam biegnie, i wygląda nawet na krasnoluda. Co z nim?
- Możemy skorzystać z jego pomocy... Widzi pan, on nigdy się nie zatrzymuje...
Roch pędził przed siebie, z łatwością zostawiając w tyle demony. Widział armię ludzi cofającą się przed nim, jednak nie rozumiał ich zachowania. Dlaczego cofali, jakby coś im miało zagrażać?
Krasnolud dostrzegł ruch przed sobą, część ludzi z pawężami, wielkimi prostokątnymi tarczami ustawiła się na jego trasie. Ale... tarcze nie trzymali prosto, tylko tworzyli z nich łuk. Roch wpadł na nie i skręcił, biegnąc teraz równolegle do przodu armii. Na prawym końcu wojsk zobaczył kolejne tarcze oraz Zbrojomira.
- Demony za tobą! - krzyknął kiedy krasnolud przebiegł obok.
- DEMONY!? DAJCIE MI JE, POZBĘDĘ SIĘ ICH!
Kolejny zakręt, tym razem Roch został nakierowany tak, aby przebiegł przez całą hordę demonów.
- GIŃCIE, BESTIE!
Z okrzykiem zaczął ciąć wszystko co zbliżyło się na odległość topora, szybko wycinając połowę wrogów. Kiedy wybiegł z tłumu, zobaczył kolejnych wojowników z tarczami, którzy zawrócili go.
Walka nie trwała długo. Przez większość czasu ludzie starali się unikać bezpośredniego starcia, jednocześnie przemieszczając się w kierunku ruchu krasnoluda. Jego zatrzymanie nie było rzeczą, do której chcieli dopuścić. Niedobitki demonów były łatwym celem dla armii.
Po wszystkim krasnolud został zatrzymany. Podszedł do niego Zbrojosław.
- Jak ci się udało przetrwać spotkanie z czarownicą?
- NAWET NIE PRÓBOWAŁA WALCZYĆ, CHYBA WIEDZIAŁA, ŻE MNIE NIE POKONA!
- Tak, niewątpliwie. Co robiłeś tutaj tyle czasu? Spodziewałbym się raczej, że szybko wrócisz do miasta.
- SZUKAŁEM CZARODZIEJA!
- ...co?
- POWIEDZIAŁEŚ, ŻE W WIEŻY MIESZKA CZARODZIEJ, JEDNAK ŻADNEGO TAM NIE BYŁO!
- ...ale był...
- CZAROWNICA POWIEDZIAŁA, ŻE POMOŻE MI GO ZNALEŹĆ! JAK PRZYNIOSŁEM JEJ TEN KRYSZTAŁ TO STWIERDZIŁA, ŻE TY WIESZ GDZIE JEST CZARODZIEJ!
- ...ymm...
- KAZAŁA MI POBIEC DO MIASTA I NIE PATRZEĆ ZA SIEBIE.
Możnobór spojrzał na Zbrojosława, który odwzajemnił spojrzenie. Wzdychając popatrzyli na błękit nieba, szukając w nim uspokojenia. Chmury leniwie sunęły na zachód.
- Krasnoludzie, chyba ona cię oszukała...
- NIEMOŻLIWE!
- Nie ma żadnego czarodzieja...
- A WIĘC OSZUKAŁEŚ MNIE!
- ...jednak jest czarownica.
- NO JEST.
- I to ona jest właścicielem wieży.
- TAK.
- No właśnie.
- TO GDZIE JEST CZARODZIEJ O KTÓRYM MÓWIŁEŚ?
- Ech, krasnalu, jak zwykle problemy z myśleniem. Ten tutaj nie wiedział, że czarodziej jest kobietą - z kieszeni Rocha dobiegł głos.
- Kto to? - spytał Zbrojosław.
- Jestem kró-- - Roch wsadził rękę do kieszeni.
- A WIĘC KŁAMAŁA, ŻE KŁAMAŁA!
- Nie wiem o co chodzi, ale pewnie tak.
- CZYLI RZECZYWIŚCIE CHCIAŁA PRZYWOŁAĆ HORDĘ DEMONÓW!?
- I chyba nawet to zrobiła.
- Pozwolę sobie puścić to mimo uszu, krasnoludzie. Gdyby nie ty to nie pokonalibyśmy hordy demonów. Znaj litość Możnobora.
- I gdyby nie on nie musielibyście z nią walphfff - Roch ponownie wsadził rękę do kieszeni.
- Ruszajmy więc, ku wieży czarownicy.
Szybkie kroki setek osób i potężne uderzenie w drewno. Drzwi wieży otwarły się po raz kolejny.
- KONIEC TWOICH ZABAW, CZAROWNICO!
- Czarownico? Nie jestem czarownicą.
- JESTEŚ KOBIETĄ I MIESZKASZ W WIEŻY! MUSISZ BYĆ CZAROWNICĄ!
- Nie, nie, nie rozumiesz. Czarownice są stare i pomarszczone. Czy ja wyglądam na starą?
- NIE.
- Czy wyglądam na pomarszczoną?
- NIE.
- Czy mogę więc być czarownicą?
- MOGŁAŚ SIĘ MAGICZNIE ODMŁODZIĆ!
- Jestem za młoda na odmładzanie.
- KOLEJNE KŁAMSTWO, ALE BĘDZIE TO TWOJE OSTATNIE!
Zanim Roch zdążył sięgnąć po swój topór, Możnobór wraz ze swoją obstawą podeszli do drzwi, przesuwając krasnoluda na bezpieczną dla czarownicy odległość.
- Jestem Możnobór, szlachcic z pobliskiego miasta. Czy to pani wieża?
Renomira zerknęła na Możnobora a potem na Zbrojosława stojącego obok Rocha.
- To ja aktualnie tutaj mieszkam, jeśli o to chodzi.
- Czy to pani niszczy nasze plony, rzuca klątwy i w inne magiczne sposoby nas dręczy?
- Niestety, to nie ja.
- Rozumiem, przepraszamy za najście.
Możnobór obrócił się i zaczął iść z powrotem do miasta, ale po chwili zatrzymał się.
- Nie sądziłaś chyba, że tak to się skończy!? Jeśli nie ty, to czyja to wina!?
- Nawet nie wiem o co chodzi. Siedzę tutaj całe dnie i zajmuję się swoimi sprawami. Nie wiem co się dzieje na dole w mieście.
- A ta horda demonów!?
- Nie ma związku z waszymi problemami. Mogła się jednym stać, ale już po wszystkim.
- Przepraszam... - Zbrojosław nieśmiało zaczął.
- Bo ja wiem, czyja to wina...
Możnobór spojrzał ze zdziwieniem na Zbrojosława, który sięgnął do kieszeni i wyciągnął szpiczasty kapelusz, a potem zrzucił zbroję pokazując swoją długą szatę.
- To ja jestem czarodziejem.
Szlachcic odskoczył jak oparzony i krzyknął.
- Co!?
- No... jakiś czas temu zacząłem trenować pod jej okiem. - wskazał na Renomirę.
- Całkiem dobrze mu szło, ale niektóre z jego czarów wypaliły w złą stronę - powiedziała.
- Mam wiele pytań, ale chyba nie teraz pora na nie. Wy tam - rzucił w stronę armii - weźcie go i zaprowadźcie do miasta. I pilnujcie go!
Wbrew oczekiwaniom Możnobora, żaden z wojowników nie zareagował. Dopiero na znak od Zbrojosława zaczęli ściągać zbroje. Po chwili za szlachcicem stała armia nieumarłych.
- Podczas walki z demonami rzuciłem czar, ale znowu się pomyliłem... hehe... ymm, tak.
- Zastanawia mnie jedno - wtrąciła Renomira patrząc na Możnobora - dlaczego TY nie zmieniłeś się w szkieleta?
- Bo... też jestem magiem. - to powiedziawszy, sięgnął do kieszeni i wyciągnął szpiczasty kapelusz z gwiazdką na końcu.
Roch stał na uboczu i przyglądał się wymianie zdań. W momencie gdy szlachcic wyciągnął kapelusz, z jego kieszeni wysunął sie grzyb.
- Podejrzewam, że na nas już pora.
- CHYBA TAK.
- Hm. Dziwna historia, ale przy tobie innych nie było. Mam nadzieję, że pamiętasz o obietnicy odstawienia mnie do mojego domu?
Roch jednak nie słuchał, biegł przed siebie w poszukiwaniu kolejnych wrogów do pokonania. Wszystko to, aby świat stał się lepszym miejscem.